autor: Polska Agencja Prasowa | 2013-05-02, 14:12 | źródło: PAP |
Mistrzyni Polski Moniki Soćko uważa, że jej rodzina jest
"zaszachowana", gdyż poza mężem Bartoszem w szachy grają dzieci, a każde
wspólne wakacje podporządkowane są turniejom.
PAP: 21 kwietnia kolejny raz w karierze zdobyła pani
tytuł mistrzyni Polski. Wsród mężczyzn triumfował pani mąż Bartosz,
który wystartuje w nadchodzący weekend w mistrzostwach Europy. Czy choć w
majowe święta zdołaliście nieco odetchnąć? Monika Soćko: Z mistrzostw kraju w Chorzowie wróciliśmy wyczerpani. Po całodniowych rozgrywkach, wymagających nie lada koncentracji, chodziliśmy jak w amoku. To jest taki wysiłek psychofizyczny, że człowiek nieznający sportowego aspektu szachów nawet sobie tego nie wyobraża. Ostatnie dni na szczęście spędziliśmy w domu, zabierając trójkę naszych pociech na wycieczki rowerowe. Córka mnie obudziła w środę i powiedziała, że już maj...
A pani nie wiedziała?
- Zdziwiłam się, bo niedawno był marzec, potem mistrzostwa, a tu już maj... Dzieci twierdzą, że ważne turnieje wyprowadzają nas "z realu". Majówki w sensie wakacji nie będzie, bowiem w czwartek wyjeżdżamy. Połączymy wizytę w moim rodzinnym Rybniku z mistrzostwami klubu, które odbędą się w sobotę. W niedzielę mąż rozpocznie już walkę w mocno obsadzonych mistrzostwach Europy, gdzie w gronie 300 zawodników niemal połowa legitymuje się tytułem arcymistrzowskim, a pula nagród sięgnie 100 tys. euro.
Wakacje bez szachów. To realne?
- My nie mamy wakacji, bo zawsze staramy się łączyć je z turniejami. Zdarza się, że podczas takich wyjazdów pojawia się chwila na oddech, np. w Grecji, gdzie przed zawodami wraz z dziećmi i teściową leniuchowaliśmy na jednej z wysp. Jednak podczas ważnych startów nie możemy pozwolić sobie na taką rekreację.
Czy każdy dzień w rodzinie Soćków kręci się wokół szachownicy?
- Nie ma dnia bez szachów, co nie oznacza, że codziennie gramy czy też mamy dom zastawiony szachownicami. Treningiem jest rozwiązywanie zadań szachowych, ćwiczenia na komputerze bądź śledzenie w sieci odbywających się turniejów mistrzowskich. Obserwujemy partie wybitnych zawodników i konfrontujemy ich ruchy z naszymi notatkami. Cały czas trzeba być na bieżąco, szlifować teorię. Wolałabym spędzać czas przy szachownicy, ale teraz pracujemy głównie przed komputerem.
Jak zatem wygląda państwa zwykły dzień?
- Po wyprawieniu dzieci do szkoły lecimy przed komputer albo nad szachownicę. Mąż uczy przez internet, czasem uczniowie przychodzą do niego. Ja rozwiązuję zadania od trenera kadry. Do tego dochodzi obowiązkowy trening, bo sprawność fizyczna jest bardzo ważna dla szachistów - dla Bartka to zazwyczaj godzina biegu dziennie. Ja stawiam na rower, jeżdżę około 20 km. Po popołudniu trzeba wozić dzieci na zajęcia dodatkowe. Dopiero wieczorem chwila dla siebie.
Czy z szachów da się wyżyć, utrzymać rodzinę?
- Tak, jeśli jest się w czołówce. Szachy to dla nas praca, ale też wciąż wielka pasja. Choć mąż skończył ekonomię, to nie wyobrażam sobie, żeby któreś z nas potrafiło pracować w standardowym trybie. Zatem trzeba żyć z szachów. Pomaga nam obecność w kadrze narodowej i dobry plan startów. My często rywalizujemy w zagranicznych ligach: greckiej, niemieckiej, czeskiej. Trzeba też podkreślić wysokie nagrody w tegorocznych MP - dla najlepszego mężczyzny było to 20 tysięcy złotych, a dla kobiety 15. Bywają dochodowe miesiące, ale i takie, gdy do domowego budżetu nie trafia ani złotówka. Chociaż w Polsce jeszcze żaden szachista nie połączył kariery z show biznesem, jak uczynił to Norweg Magnus Carlsen, uważany obecnie za najlepszego na świecie. Genialny 23-letni arcymistrz, który w lutym uzyskał najwyższy w historii ranking, wystąpił w kampanii ekskluzywnej marki odzieżowej z aktorką Liv Tyler.
Czy podczas spotkań towarzyskich w waszym domu w podwarszawskim Zalesiu Górnym dominującym tematem są szachy?
- Tylko jeśli przychodzą przyjaciele-szachiści. Wtedy bywa, że np. wracamy pamięcią do rund sprzed lat i padają zdania "pamiętam, że 15 lat temu w Niemczech był między nami remis, ale mogłam zagrać wieżę na polu a3 i miałabym lepszą pozycję". Liczba wariantów w szachach jest astronomiczna. Dwa króle można ustawić na 3612 sposobów, wprowadzenie na szachownicę pionka podnosi tę liczbę do 167 248 prawidłowych pozycji, natomiast dwa piony i dwa króle dają się ustawić w ponad 7 mln pozycji...
Matematyka to nieodłączny element szachów?
- Towarzyszy im nieustannie. Dlatego nasze pociechy, które również lubią grać, mają z tego przedmiotu dobre oceny. Szachy rozwijają logiczne myślenie i uczą liczenia. Bywa, że w sklepie moje dzieci zsumują ceny, zanim sprzedawca wbije je na kasę. No i jak każdy sport uczą rywalizacji, przyjmowania sukcesów, ale i znoszenia porażek. Dodatkowo poprawiają pamięć.
Z której słynie np. Garri Kasparow...
- Nam daleko do niego. W czasach, gdy nie było telefonów komórkowych, Garri miał w głowie wszystkie numery ze swojej książki telefonicznej. Imponującym pokazem szachowej pamięci są partie, podczas których mistrzowie, grając z zasłoniętymi oczami, są w stanie rywalizować równocześnie z kilkunastoma innymi graczami patrzącymi na szachownicę. Dla nas partie "na ślepo" to forma treningu. Inną jest gra bez figur. Rozgrywamy partie na pustej szachownicy, mając do dyspozycji jedynie zegar i własną pamięć... Jest to przydatne w podróży, gdy nie ma miejsca na rozłożenie szachownicy.
Kto wygrywa domowe pojedynki?
- Zdecydowanie lepszy jest mąż - zazwyczaj siedem z 10 rund należy do niego. Mężczyźni są lepsi, właściwie dzieli nas przepaść. Świadczą o tym rankingi, np. w gronie stu najlepszych szachistów świata jest tylko jedna kobieta - Węgierka Judit Polgar.
Czy w domu Soćków obowiązuje podział na "białe i czarne figury"?
- Jeśli chodzi o prace domowe, to owszem. Ja w nich muszę być najlepsza, większość rzeczy jest na mojej głowie, choć dzieci z mężem starają się mi pomagać.
Razem z mężem macie olbrzymią kolekcję trofeów, dyplomów, medali, itp. Czy domu jest choć jeden pokój wolny od pucharów?
- Nie ma. Pamiątki z zawodów są wszędzie. Najmilsze są te oryginalne, które jako rzeźby czy obrazy ozdabiają dom.
Jesteście z tego samego rocznika (1978), oboje przygodę z szachami zaczęliście w przedszkolu, aby w wieku 10 lat spotkać się na turnieju...
- ... a 10 lat później spotykać się prywatnie. W wieku 21 lat wzięliśmy ślub, a rok później przyszła na świat Weronika. I nasza rodzina została "zaszachowana".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz